część IX
Wieczorem następnego dnia Dreyk udał się do
gabinetu rektora, pod pretekstem złożenia skargi na zachowanie
Algerda. Houn oczywiście zaproponowała, że uda się wraz z nim,
ale chłopak zręcznie wyperswadował jej ten pomysł. Będąc na
miejscu zapukał do drzwi i doczekawszy się wyraźnego „proszę”,
wszedł do środka.
– Dobry wieczór – powiedział Dreyk od
progu.
– Witaj Dreyk – Namval od razu poznał jego
głos – co cię do mnie sprowadza?
Rektor siedział za swym biurkiem i nie był
sam. Obok jego krzesła stała zwierzyńska niewolnica. Konkretnie
niska, bura kotka, mająca na sobie prostą, jednoczęściową
sukienkę przewiązaną w pasie. Dreyk widział ją już kilka
razy na uczelni, zazwyczaj sprzątającą sale. Dziś jednak zamiast
miotły i ścierki w swych kocich dłoniach miała kilka dokumentów.
Najwyraźniej odczytywała je ślepemu Namvalowi.
– Przyszedłem do pana w sprawie Algerda –
wyjaśnił, spoglądając na zwierzankę – chciałbym ją jednak
omówić na osobności. Jeżeli można oczywiście.
– Można – odparł ślepiec, po czym
wyciągnął dłoń do niewolnicy – daj mi te papiery i wracaj
do siebie San. Wezwę cię, gdy znów będę potrzebował twych
oczu.
– Tak jest Panie – kotka skłoniła się
lekko – życzę przyjemnego wieczoru.
Po tych słowach wyszła zamykając za sobą
drzwi. Dreyk zauważył, że po wyjściu najpierw odwróciła się do
nich przodem, aby nie przytrzasnąć sobie ogona. Z tego co wiedział,
to wszyscy zwierzanie na uczelni wyrobili sobie taki nawyk.
– Siadaj Dreyk – Namval wskazał mu krzesło
przed swym biurkiem. – Słyszałem już co nieco o tej bójce.
Profesor Kistelia wspomniała mi nawet, że byłeś mocno
poturbowany. Nie martw się, Algerd zostanie odpowiednio upomniany.
– Właściwie to tak naprawdę nie w tej
sprawie – stwierdził Dreyk, siadając. – to był tylko pretekst,
aby do pana przyjść.
– Rozumiem – ślepiec pokiwał głową –
więc w jakiej sprawie?
– Chodzi o moją diablokrwistość.
– Aha, teraz rozumiem, czemu chciałeś bym
wyprosił San – stwierdził Namval. – Już myślałem, że po
prostu nie tolerujesz obecności zwierzan. W każdym razie, co się
stało?
– Myślę, że objawia się we mnie kolejna
manifestacja – powiedział Dreyk.
– Hmm... – czarodziej zmarszczył brwi i
podrapał się po brodzie – która?
– Szał.
– Dlaczego tak sądzisz?
– Podczas bójki z Algerdem, ja... Ja
straciłem nad sobą kontrolę – wyjaśnił Dreyk bawiąc się
kciukami – wpadłem w coś podobnego do transu, chcąc zrobić mu
krzywdę... Nawet nie poznałem Houn... znaczy, koleżanki ze swego
kierunku, gdy ta przyszła mi z odsieczą.
– Dobrze. Ale zrobiłeś mu coś przy tym? –
zapytał rektor. – Lub co ważniejsze, chciałeś coś zrobić
swojej koleżance?
– Nie – pokręcił głową Dreyk. – Nie
wydaje mi się.
– Dreyk, ile wiesz o manifestacjach? –
ślepiec zmienił temat.
– Znam wszystkie czternaście. Od
hermafrodytyzmu, do pół-demona – odparł Dreyk – wiem też, że
mogą być dziedziczne i objawiają się zazwyczaj między
dziesiątym, a trzydziestym rokiem życia. Kojarzę też mniej więcej
jak je rozpoznawać.
– Dlatego założyłeś, że objawia się w
tobie manifestacja szału?
– Ee... Tak?
– Boisz się?
– Trochę – przytaknął Dreyk –
słyszałem, że diablokrwiści z tą manifestacją są niebezpieczni
dla otoczenia.
– Tak, dokładnie – stwierdził Namval –
i zamyka się ich, lub po prostu likwiduje, z uwagi na nieokiełznaną
naturę. Traktat o Tolerancji wyraźnie wskazuje, że diablokrwiści
z tą konkretną manifestacją, nie są tolerowani w Filiclaryjskim
społeczeństwie.
Dreyk głośno przełknął ślinę. Stróżka
potu spłynęła mu po karku na plecy.
– Dlatego proszę, nie wyciągaj pochopnych
wniosków i nie deklaruj tutaj podejrzenia o posiadanie tej
manifestacji – ślepiec złożył ręce na biurku. – Jesteś
młody, niedoświadczony i nie masz odpowiednich kwalifikacji, by
orzekać o takich sprawach. Bo jeżeli naprawdę miałbyś
tę manifestację, to mym obowiązkiem byłoby powiadomienie
Gwardii Filiclaryjskiej i oddanie cię w ich ręce. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– Po prostu nerwy ci puściły, jak
normalnemu enowi – Namval uśmiechnął się łagodnie – w końcu
jesteś pół-dragonitą! Przemawia przez ciebie temperament Ellae.
Mym skromnym zdaniem więc, wszyscy możemy spać spokojnie. Chyba,
że nadal chcesz się zemścić na Algerdzie?
– Nie! Nie chcę – zaprzeczył natychmiast
Dreyk.
– No, to sprawa wyjaśniona – rzekł Namval
– chyba, że chcesz porozmawiać o czymś jeszcze.
– Nie – odparł chłopak – to byłoby
wszystko... – wstał z krzesła. – Dziękuję za rozmowę, będę
już szedł. Do widzenia.
– Do widzenia Dreyk, do widzenia –
odpowiedział mu rektor łagodnym tonem.
Dreyk pośpiesznie wyszedł z gabinetu, a gdy
tylko znalazł się za drzwiami odetchnął. Z ulgą? Niekoniecznie.
Miał świadomość, że profesor Namval zamiast wyjaśnić sprawę,
kazał mu między wierszami siedzieć cicho i nie podnosić głowy.
Chociaż, może miał rację, Dreyk mógł odziedziczyć dragonicki
temperament po matce. Tak czy siak, chłopak musiał w najbliższym
czasie wrócić do domu i pomówić z Ellae na ten temat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz