część X
Windre Amilazath wróciła do akademii, przed
wtorkowym brzaskiem, ciasno opatulona w gruby zimowy płaszcz, w
lewej dłoni ściskając latarnię sztormową. Gdy weszła do
głównego budynku, rękojeść miecza stuknęła dźwięcznie o
drewniane odrzwia. Magini bitewna zdjęła ośnieżoną czapę z
głowy i otrzepała ją z białego puchu.
Trafiła do domu. Bezpiecznej przystani, którą
zafundował jej Namval. A tak właściwie, do jego przedsionka, w
końcu to akademia, budynek publiczny. Windre ruszyła więc schodami
na trzecie piętro do swojej niedużej kwatery.
Zastała ją tak samo jak ją zostawiła.
Proste łózko, niezasłane i otwarty kufer, który w pośpiechu
zapomniała zamknąć. Doskonale. Nienawidziła, gdy zwierzanie
kręcili się po jej mieszkaniu. Nawet jeżeli tu sprzątali.
Latarnię pozostawiła na pobliskim stole.
Zdjęła z siebie ciężki płaszcz, wieszając go na drewnianym
kołku, wystającym przy drzwiach ze ściany. Ściągnęła buty oraz
onuce, po czym weszła gołymi stopami na czarną skórę
lwoniedźwiedzia zdobiącą podłogę. Teraz była w domu. Pozostała
już tylko jedna, drobna sprawa.
Chwyciła w obie dłonie swój miecz, który
przed chwilą oparła o ścianę, podeszła do dwóch haków wbitych
równolegle nad jej łożem i zawiesiła na nich broń. Odeszła
kilka kroków, patrząc przez dłuższą chwilę na ostrze.
Westchnęła, mimowolnie uśmiechając się krzywo do swoich myśli.
Misja wykonana, po litrach ulanej krwi, wielu bolesnych ranach i
postradanych żywotach. Po tylu latach w końcu go dorwała.
Wtedy usłyszała pukanie do drzwi. Wydała
spod nosa pomruk, bardziej przypominający warczenie, chwyciła
latarnię i ruszyła, aby opieprzyć osobnika, jaki właśnie
zamierzał przeszkodzić jej w wypoczynku. Otworzyła odrzwia
wypatrując spode łba swej przyszłej ofiary i...
– Degord? – ton Windre był bardziej
zaskoczony niż gniewny.
– Tak, to ja – stwierdził fakt rektor
Namval – mogę wejść do środka?
– Jasne, wejdź – odpowiedziała mu,
usuwając się z drogi, by spokojnie wszedł do środka. – Kogo jak
kogo, ale ciebie w środku nocy się nie spodziewałam.
– A to dlaczego? – ślepiec wszedł do
środka. – Noc, czy dzień, nie widzę jakiejś specjalnej różnicy.
Doprawdy nie pojmuję, dlaczego niemal wszyscy uważają noc za
bezbożną porę na odwiedziny.
– Prawdopodobnie dlatego, że chce im się
spać – wytknęła mu Windre.
– Oj tam, oj tam – machnął ręką Degord,
uśmiechając się pod nosem. Po chwili jednak jego twarz i głos
przybrały poważny ton. – I jak Windre? Co z tym potworem?
– Pochwycony i zamknięty. Osobiście
dopilnowałam, aby zamknęli go w Szachrani. Dodatkowo Gwardia ma nad
nim pieczę – odpowiedziała stawiając latarnię z powrotem na
stół.
– Nareszcie – stwierdził z wyraźną ulgą
Degord – Jard, Zabójca Magów, gnije w lochach Szachrani. Miałem
jednak szczerą nadzieję, że go zabijesz.
– Gwardia nalegała, by wziąć go żywcem –
odparła Windre – cały plan ułożyli pod pochwycenie
diablokrwistego. Musiałam stosować się do rozkazów.
– Rozumiem... – Namval pokiwał głową i
zamilkł na chwilę – Windre, mogę? – Zapytał podnosząc w górę
dłoń.
– Oczywiście – odpowiedziała zamykając
oczy.
Ślepiec zbliżył się, dłonią dotykając
jej twarzy. Delikatnie wymacał opatrunek na jej skroni, kolejne
bruzdy i opaskę na oko.
– Widzę, że plan nie poszedł najlepiej –
stwierdził, cofając dłoń – wyjdziesz z tego?
– Nie martw się o oko – odparła magini
bitewna – po prostu mi je nacisnął, gdy mnie chwycił. Wyliżę
się. Ale tak, plan nie wyszedł najlepiej. Dwóch gwardzistów
zapewne już ucztuje z Karem w zaświatach.
– Cieszę się, że nic ci nie jest.
– Och, przestań – żachnęła się Windre
– wiem, że tak naprawdę jesteś pragmatycznym dupkiem i nie
przyszedłeś tu z życzliwości, zwłaszcza o tak później porze. O
Jarda mogłeś równie dobrze zapytać mnie rano. Coś się stało.
Siadaj i mów – chwyciła dłoń ślepca i położyła ją na
najbliższym krześle przy stole, po czym sama usiadła naprzeciw.
– No dobrze – Namval siadł, po czym
oparłszy łokcie na stole, złożył dłonie – chciałem
ci oszczędzić nieco natłoku zmartwień na wstępie...
– Co mogłeś zrobić przychodząc dopiero
rano – wypomniała mu Windre – ale...
– Dreyk prawdopodobnie objawia kolejną
manifestację. I jest to szał.
Amilazath wciągnęła powietrze przez nos i
wypuściła je dźwięcznie.
– A więc to koniec jego kariery jako maga
bitewnego – stwierdziła. – Przenosimy go na magię stosowaną,
albo odsyłamy Ellae. Sprawa załatwiona, mamy ciszę i spokój.
– Tak szczerze, to nie spodziewałem się, że
tak łatwo się zgodzisz – odparł Namval. – Myślałem, że będę
musiał się z tobą spierać w tym temacie.
– Bo w normalnych okolicznościach byś
musiał – odparła. – To jest syn Ellae. Z manifestacją szału,
czy bez niej. To jej dziecko i tak samo jak ona chcę, żeby
poradziło sobie w życiu, a diablokrwistemu jest potrzebny do
tego miecz. Niezależnie jak pokojowo nastawiony by nie był.
Historia Ellae tego przykładem.
– Ale?
Windre westchnęła ciężko.
– Nie chcę, żeby skończył jako kolejny
Jard. Jeżeli to naprawdę szał, to nie ważne jak dobrze będzie go
kontrolował. Kiedyś zrobi coś, czego będzie żałował, bardzo
żałował. Jeszcze gorzej jednak będzie, jeżeli później
przestanie tego żałować. Tak jak Jard.
– A więc przenosimy go i piszemy list do
Ellae? – upewnił się Namval.
– Tak.
Wtem znów rozległo się pukanie do drzwi.
– Kogo znowu diabli niosą? – warknęła
pod nosem Windre, wstając od stołu.
Za drzwiami stał kudłaty sevek, pracujący w
akademii jako odźwierny. W prawej dłoni trzymał on zapalony
kaganek, a w lewej ściskał jakiś papier.
– Czego cieciu chcesz? – furknęła na
niego Windre.
– M... – sevek cofnął się krok w tył,
dźwięcznie stukając przy tym kopytem o posadzkę. – Mam list do
pani Amilazath. Podobno pilna korespondencja, listonosz kazał
dostarczyć niezwłocznie.
– I gdzie on jest? Nie powinien dostarczać
do rąk własnych?
– List w dłoniach seveckich zawsze trafi do
adresata – odparł odźwierny, podając jej kopertę.
– Eh... – Windre odebrała pocztę i
bezceremonialnie zamknęła cieciowi drzwi przed nosem.
– Co przyszło? – zagadnął Degord.
– Zaraz... – magini bitewna siadła do
stołu i przysunęła list do światła postawionej na nim latarni.
Gdy przeczytała imię nadawcy, głośno wciągnęła powietrze. –
To od Ellae.
– Czytaj na głos – polecił jej Namval.
– Droga Windre – zaczęła czytać
list – mam nadzieję, że czujesz się dobrze i ze swej wyprawy
wróciłaś cała i zdrowa.
Piszę do ciebie w sprawie Dreyka i objawach
jego kolejnej manifestacji. Najpewniej jest to szał, wszystko na to
wskazuje. Nie jestem też specjalnie zaskoczona. Spodziewałam się,
że chłopak prędzej czy później objawi w sobie, któreś z
demonicznych dziedzictw, które nie są akceptowane w Traktacie
o Tolerancji.
Gdy na niedzielę zjawił się w domu,
uspokoiłam go i następnego dnia pozwoliłam wrócić do akademii.
Chcę, żeby dalej uczył się pod twym okiem. Chcę, żebyś
nauczyła go, jak powinien o siebie zadbać i by stał się
takim wojownikiem jak ty, bo to czego go nauczysz, w rzeczywistości
wykracza poza samą walkę. Chcę, aby zmężniał pod twym okiem,
nabrał pewności siebie oraz miał siłę, żeby stawić czoła
wszystkiemu, co czyha nań w życiu diablokrwistego.
Domyślam się, że teraz prawdopodobnie
postrzegasz go jako zagrożenie. W końcu diablokrwisty, o
manifestacji szału może być nieprzewidywalny. Ręczę jednak za
Dreyka. Może na to nie wygląda, ale chłopak ma tak naprawdę silny
charakter i będzie się kontrolował podczas nauki w akademii.
Boję się tylko tego, co nastanie, gdy tę naukę zakończy. Proszę,
przygotuj go na to.
Wiem, że moje słowa wydają się dość
chaotyczne. Pisałam ten list w pośpiechu, by dotarł do ciebie,
zanim podejmiecie próbę przeniesienia Dreyka na inny kierunek. W
pełni świadoma konsekwencji tej decyzji, chcę aby mój syn został
magiem bitewnym. Nie ukrywam, to niebezpieczna decyzja, ale
czuję, że to jedyna droga, żeby odnalazł się w dzisiejszym
świecie. Ellae – Windre skończyła czytać i położyła list na
stół. – Jej wyczucie czasu mnie przeraża.
– A mnie jej słowa – odparł Degord –
właśnie poprosiła cię, byś wyszkoliła Dreyka na machinę do
zabijania.
– Nie. Poprosiła mnie, bym wyszkoliła go na
maga bitewnego – odpowiedziała czarodziejowi stanowczym tonem. –
I zrobię to.
– Pomyśleć, że jeszcze chwilę temu miałem
cię po swojej stronie – westchnął Namval.
– Kobiety zmienne są – odparła Windre.
– Fakt, czasami zapominam, że jesteś
kobietą. Twoja bycza postura potrafi zmylić.
– Mówisz, jakby przeszkadzał ci jej widok.
– Hmm... Na to stwierdzenie nie mam
riposty... – ślepiec rozłożył ręce. – Wracając jednak
do Dreyka. Ellae coś wie, albo raczej przeczuwa.
– Zagrożenie – stwierdziła Windre – i
jak zwykle sama nie potrafi go określić. Chce przygotować na nie
Dreyka.
– A co jeżeli to Dreyk jest tym zagrożeniem?
– Degord pochylił się w jej stronę, składając ręce na stole –
Jest diablokrwistym z manifestacją szału oraz talentu magicznego,
szkoli się na maga bitewnego. Dla mnie jest to przepis na
katastrofę, która może być przeczuciem Ellae.
– Degord, w świetle prawa Dreyk powinien być
teraz aresztowany i zamknięty w odosobnieniu – odparła Windre –
wszystko przez tą jedną, cholerną manifestację. Oficjalnie
oznacza to, że najpewniej trafi do Szachrani, aby zgnić tam w
lochu. Nieoficjalnie... wiesz, dlaczego Jarda kazano pojmać żywcem,
prawda?
– Dużo bym dał, by tego nie wiedzieć –
westchnął. – Mamy więc dwie opcje, albo Dreyk, albo reszta
świata.
– Nie przesadzasz aby?
– Dobrze – odpowiedział czarodziej. –
Albo Dreyk, albo wszyscy, którzy będą w pobliżu, gdy ostatecznie
puszczą mu nerwy.
– Wybór jest oczywisty – stwierdziła
Windre.
– Zobaczysz – ślepiec pogroził jej palcem
– kiedyś jeszcze stwierdzę „a nie mówiłem”.
– Nie przeniesiesz go? – upewniła się
Amilazath.
– Nie – odparł. – Wbrew pozorom
respektuję decyzję Ellae oraz twoją. Jeżeli chcecie, by Dreyk
ostatecznie został magiem bitewnym, pozwolę mu na to, bez względu
na to jakie konsekwencje to ze sobą przyniesie.
– Degord., podjąłeś dobrą decyzję.
– Ha! Nie rozśmieszaj mnie! – stwierdził
ślepiec, wstając od stołu. – To prawdopodobnie najgorsza decyzja
w mym życiu. Ale czego się nie robi dla starych przyjaciół.
– A o swoich oczach zapomniałeś?
– No dobrze, to prawdopodobnie druga
najgorsza decyzja w mym życiu – poprawił się Namval, kładąc
dłoń na klamce drzwi. – Tymczasem jednak, skoro już się
rozmówiliśmy, opuszczam cię moja droga. Śpij smacznie.
– Ta, dobranoc – mruknęła Windre.
Gdy czarodziej zamknął za sobą drzwi,
spojrzała na kopertę Ellae. Diablokrwista czasami była naprawdę
przerażająca. Wystarczyło tylko kilka słów, przyniesionych w
odpowiednim czasie, by przekonać Degorda i nią samą do zmiany
już podjętej decyzji na diametralnie inną. Namval niemal z miejsca
poddał się bez walki.
Windre nie miała już sił roztrząsać, czy
dobrze postąpili, czy też nie. Po prostu zgasiła latarnię
i poszła spać. Przyszłość pokaże, czy była to dobra
decyzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz