Relacja – Opolcon 2015

Strona konwentu: link

Byłem na Opolconie…

Oczywiście najpierw należało się tam dostać. Dokonałem tego tylko dzięki ciuchci spółki TLK z Katowic. Nawet szybko poszło, jednakowoż przez brak właściwego planowania dotarłem do Opola na grubo przed konwentem. Powłóczyłem się więc po mieście, dorwałem jakąś przecenioną kawę (przynajmniej w miarę smaczna była) i obozowałem pod szkołą, w której miało się odbyć całe wydarzenie.

Zaczęło się z lekką obsuwą ze strony orgów konwentu, nie wpłynęło to jednak na czas, jakość ani dostęp do pierwszych piątkowych atrakcji. Serio mówię, choć mogłem wejść na konwent poza kolejką jako twórca programu, to nie zrobiłem tego i razem z ludem już o 17tej byłem w szkolnym holu.

Warto tutaj wspomnieć co nieco o akredytacji – jak powszechnie wiadomo Opolcon jest imprezą darmową. Mają lukratywne patronaty, sponsoring i umowy, więc każdy uczestnik, bez względu na to czy coś zamierza na konie robić, czy nie, ma wejście za darmochę. A jakby tego było mało, w ramach reklamy sponsorzy wymagają, by organizacja rozdawała produkty promujące ich markę. Poza identyfikatorem, informatorem konwentowym i planem konwentu, dostałem więc też: talię 52 kart oraz długopis od firmy Vifon (ukochany przez studentów dostarczyciel zupek chińskich) i dwie ulotki innych firm plus cukierki. Trochę to wciskanie syfu w ręce, acz akurat długopis się przydaje, a cukierki można zjeść. Więc nawet ten syf miał jakieś pozytywy.

Czas więc był na atrakcje. Organizacja ściągnęła w tym roku naprawdę zacny zestaw ludzi. Był między innymi Komuda, Kobieta Ślimak, Jonny Walker i wielu innych, których imienia nie pomnę, bo akurat się nimi nie przejmuję. Poza tym – prelekcje i spotkania! Jest to moja ulubiona część każdego konwentu. Zaczynając od piątku, poszedłem wpierw na spotkanie z Jackiem Komudą, pogadało się o jego twórczości, budowaniu dworków, historii oraz aktualnej polityce. Następnie, kopsnąwszy się do sali High-Tech, posłuchałem na temat Wpływu gier na życie psychiczne i społeczne. Prelekcja dobrze wykonana, zawierająca zarówno pozytywny jak i negatywny wpływ gier komputerowych. Jako, że sam jestem graczem, z wykształcenia informatykiem do tego, który miał ambicje gry robić, dorzuciłem prelegentom swoje trzy grosze przeszkadzajki.

Atrakcje sobotnie zacząłem od prelekcji własnej – Rzeczy o fanfiction, gdzie mówiłem o tym rodzaju opowiadań oraz dawałem podstawowe porady w temacie ich pisania (z czasem pojawią się też one na blogu, acz w innej formie tematycznej). Zapowiadało się na niszową prelekcję, ale ludzie z czasem zeszli się w dość dużej liczbie i skończyło się na tym, że gadałem również z profesjonalnym pisarzem w tym temacie, który prowadził prelekcję następną – był to G.H. Guzik, mówiący o różnicach pomiędzy polską, a światową szkołą fantastyczną. Dobra prelekcja, żałuję, że musiałem wyjść w połowie. Następnych godzin też nieco żałuję. Mogłem iść do Sasa z SLC na prelkę historyczną (ma tendencję do wyciągania fajnych ciekawostek z rękawa) i do Komudy na wykład pt: Dlaczego w Polsce nie da się nakręcić porządnego filmu? Zamiast tego, utknąłem na prelekcji innego znajomego oraz swoich, które tym razem mi się nie udały (pierwsza Omnispecjalizacja nie miała widowni, druga o Ludziach w RPG była za krótka). No nic, przerwa obiadowa i czas był mi się odkuć. Wykład o Transhumanismie był ciekawy, po przejściu z literackiej do panelowej trafiłem na prelkę o Szpiegach – przytłoczyła mnie trochę. Następna była prelekcja o globalnej świadomości, w sumie kontrowersyjna hipoteza pewnego doktora z argumentami zbyt ogólnymi, by zrobić z tego teorię. Potem prelka o Orkach, gdzie prowadzący zgubił materiały i musiał improwizować. Skończyło się na tym, że siadłem za nim na kompie, szukając memów o Orkach i słuchając jak widownia z prowadzącym starają się sklecić coś śmiechowego. Nawet się udało, pobrechaliśmy wszyscy. Potem jeszcze dwie prelekcje i koniec.

Teoretycznie była jeszcze niedziela, acz zdecydowałem się wtedy z rana wracać do domu (bo rodzina na niedzielę się zjeżdżała), nie uczestniczyłem więc w niedzielnych atrakcjach.

Ale, Opolkon poza akredytacją i prelekcjami miał też coś jeszcze – atmosferę. Choć część ludzi mu zarzuci coś w stylu: phi, to taki mały, nic nie znaczący konek jest. To mi to nie przeszkadza. Rad jestem, że byłem na konwencie liczącym koło tysiąca osób. Wiecie jakie są tego plusy? Przyjeżdżam do Opola, w którym ostatni raz byłem zaledwie rok temu, a tu pani z bufetu mnie rozpoznaje, daje mi nawet rabacik na batonika. W tłumie nie zgubiłem też znajomych twarzy. Poza moją grupą NERD była też ekipa Salat Lake City, Goblikonu no i oczywiście klub Fenix, będący organizacją konwentu. Było to dla mnie przyjazne, znajome środowisko, w którym dobrze się czułem.

Czy jadę tam za rok? Nie jestem pewien, to bardzo odległa przyszłość, ale na pewno się o to postaram. Chciałbym poprowadzić jakąś zacną prelekcję, spotkać się z ludźmi tak samo skrzywionymi jak ja oraz posłuchać co mają do powiedzenia. Opolkon 2016 byłby na to idealną okazją.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz