Fantarodia cz. 2 – Incognito

Pic unrelated

Incognito

W krainie Czarnystan, gdzie zaległy cienie, dziewięć bezcielesnych upiorów zebrało się na wezwanie swego Pana. Zajechali do Babel-dur, pałacu mrocznego władcy, gdzie ten został zapieczętowany po wsze czasy (no, chyba że złamaliby pieczętujące go zaklęcie).
Potężny Samaron, pogromca cesarzy i wypaczeniec błękitnej krwi, siedział upodlony na swym tronie. Nie mógł się z niego ruszyć, nawet palcem kiwnąć nie mógł! Szczęście w nieszczęściu, że ciało mu przeschło, mumifikując się, bo załatwianie potrzeb fizjologicznych w takim stanie byłoby trochę niesmaczne. Niby siedział na tronie, ale modele paradne rzadko kiedy były wyposażone w rurę odpływową, a raczej miękką poduszeczkę pod tyłek.
Zmumifikowane truchło miało jednak otwarte usta. Samaron mógł mówić.
– Zbliża się Czarna Pełnia… – wyszeptał do swych sług. – A nam w końcu udało się trafić na ślad pierścienia…
– TAAAK PAAANIE – odparł jeden z upiorów. – TORTUROWAAANIE PRZYPAAADKOWYCH PRZECHODNIÓW OKAAAZAAAŁO SIĘ GENIAAALNĄ STRAAATEGIĄ.
Głęboki głos upiorów dochodził znikąd, rezonując dźwięcznie w sali tronowej. Jego najwierniejsze sługi nie ust, twarzy, serca, ni reszty ciała. Ich obecność można było stwierdzić jedynie po wspaniałych szatach unoszących się na ich dystyngowanych szatach.
Samaron cenił ich bardziej niż całe armie. Nie byli bezmyślnymi laleczkami, zależnymi od jego woli. Potrafili kreatywnie myśleć, podejmować niezależne decyzje. Przenikliwi i zabójczy, a co najważniejsze: nieśmiertelni.
– Czas zacząć przygotowania… – kontynuował czarnoksiężnik. – Przygotować rytuał… Zdobyć królewską krew… Ale po kolei… Jakie było jego imię?
– BRODO FAAAGINS Z NAAAJERU O WIELKI SAAAMAAARONIE.
– Znajdźcie go… Odbierzcie pierścień z jego stygnących zwłok… A… Macie wyruszyć incognito… W czarnych płaszczach by nikt nie poznał w was upiorów…
– TAAAK PAAANIE – odpowiedział drugi upiór.
– O WIELKI SAAAMAAARONIE – zaczął trzeci upiór – GWIAAAZDAAA O DWÓCH OGONAAACH ZJAAAWIŁAAA SIĘ NAAA NIEBIE DZISIEJSZEJ NOCY. BOGOWIE ZNAAAJĄ NAAASZE ZAAAMIAAARY…
– Bogowie… Są słabi – przerwał mu czarnoksiężnik. – Polegają wyłącznie na ludziach… Zwłaszcza ich bogini matka… Naznaczy bohatera… Dobrze… Niechaj przyjdzie… Sczeźnie u mych stóp...
– TAAAK PAAANIE.
– Plan jest idealny… – ciągnął Samaron. – Sto lat go układałem… Za bohaterem po prostu booty wyślę… A wy ruszajcie do Najeru… Prędko!
Bezcielesne upiory niezwłocznie opuściły salę tronową. Każdy zrzucił swe barwne szaty, przetykane złotem i przywdział jednolite czarne szaty z głębokim kapturem. Tak cała dziewiątka dosiadła zaklętych karych koni, po czym pogalopowali przez bramę pałacu.
Jechali, niosąc mroczną wolę swojego Pana. Zwiastowali wojnę, zarazę i głód, a śmierć ciągnęła za nimi. Wszystko po to, by odebrać nieszczęsnemu Brodowi Faginsowi pierścień, z zapieczętowanymi w nim mocami Samarona…
Zatrzymali się jakieś dziesięć metrów za bramą pałacu.
– ZNAAA KTOŚ DROGĘ DO NAAAJERU? – jadący na czele upiór odwrócił się do swych braci.
– NIE – odparli jednocześnie drugi i trzeci, reszta pokręciła kapturami.
Tak dziewięciu czarnych jeźdźców ruszyło w świat pytać o drogę...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz