Smoczy Demon, część XI


Okładkę narysowała MadBlackie [link]
część XI



Z zachowanych zapisków, w postaci dokumentacji nauki filiclaryjskich magów bitewnych, można łatwo wynieść wnioski o przeszkoleniu Dreyka i jego znajomości magii oraz wojennego rzemiosła.
Jak każdy z magów bitewnych został on zapoznany z podstawami alchemii, matematyki, zaklinania oraz zaawansowanej teorii magii. Choć normalni magowie bitewni nie są przeszkoleni w tych dziedzinach (najpowszechniejszy stereotyp maga bitewnego to po prostu wojownik potrafiący rzucać kule ogniste. Niektórzy nawet nie potrafią czytać), rada akademicka zapewne wymusiła na swych studentach poznanie chociaż podstaw tych przedmiotów, w stopniu jakim wystarczają one filiclaryjskim gwardzistom. Poza tym Smoczy Demon odbył mnóstwo godzin treningu bojowego oraz mirmagii - sztuki najważniejszej dla każdego maga bitewnego.
Jedynym szczegółem wartym wspomnienia wydają się dziedziny magii, jakie studiował Dreyk. Były to szkoły transmutacji, tajemnic oraz uzdrowień, wedle ośmiodzielnej kategoryzacji Tyrmorra Brodatego (w przełożeniu na kategoryzację dzisiejszą, trójdzielną, są to elementy wszystkich trzech dziedzin: ciała, woli i przemian). Jako jedyny z magów bitewnych studiował więcej niż jedną dziedzinę magiczną. Nie znam jednak przyczyn tej szczególnej sytuacji. Stopnie ze wszystkich trzech miał jednak dość mierne...

***

Był ciepły jesienny wieczór. Słońce już chyliło się ku zachodowi, barwiąc całe niebo na odcień rdzy. Minęły już dwa lata, od pierwszych objawów manifestacji szału, a Dreyk, spokojnie siedział w swojej kwaterze, czytając książki. Przez całe dwa lata, drugie dziedzictwo nie przysporzyło mu żadnych kłopotów.
Sam Dreyk zmienił się jednak znacznie. Miał w końcu już dziewiętnaście, a nie szesnaście lat. Podrósł na tyle, aby w końcu dorównać wzrostem swej matce i zmężniał, nabierając mięśni od ciągłych treningów jakie serwowała im Amilazath. Włosy nadal nosił długie, wiążąc je rzemieniem w koński ogon.
Polizał kciuk i przerzucił kolejną stronę. Lektura w jaką się zagłębiał nosiła nazwę „Wyższy stopień magii. Zaklęcia Hybrydyczne”, pióra Halona Grailino. Nieopodal, na jego biurku, leżał jeszcze „Spis zaklęć Hybrydycznych” oraz „Czarostwo Elitarne”. Wypożyczył on je ostatnio z akademickiej biblioteki. Wszystkie trzy książki, były napisane w dość trudny sposób, typowym dla takich dzieł uniwersyteckim żargonem. Musiał jednak przez to przebrnąć i wyłowić z nich wszystkie przydatne dlań informacje.
Wtem jednak koncentrację przerwało mu skrzypienie otwieranych drzwi. Dreyk jednak nie oderwał nawet wzroku od tekstu. Dokładnie wiedział, kto do niego zawitał.
– Witaj Houn.
Dziewczyna od jakiegoś czasu nabawiła się nawyku wchodzenia do jego sypialni jak do własnej. Dreykowi nie przeszkadzało to jakoś specjalnie, choć pewnego razu weszła do jego kwatery w momencie, gdy ten się przebierał. Wtedy była to sytuacja dość krępująca, acz pomimo niej, Houn nie zraziła się do wchodzenia bez zaproszenia.
– Cześć Dreyk – jak zwykle siadła na jego łóżku – zauważyłam, że na ostatnich wykładach z transmutacji robiłeś notatki i zastanawiałam się czy nie mógłbyś mi ich pożyczyć.
– Więc jednak nie mogłaś się skupić – Dreyk uśmiechnął się z wyższością, odkładając otwartą książkę na biurko i odwracając się do dziewczyny. – A nie mówiłem? Mówiłem, miałaś iść do siebie i poczekać aż ci przejdzie.
– Tak, tak, miałeś rację, ja się myliłam – przewróciła oczyma Houn i westchnęła lekko. – Martwiłeś się też. Przepraszam. Po prostu pierwszy raz miałam gorączkę poleczniczą. Nie wiedziałam, że przy niej aż tak łeb boli!
– Ano boli – pokiwał głową Dreyk. – Dostałaś nauczkę. Odechce ci się przez to w przyszłości katować na wykładach.
– Ta... – mruknęła pod nosem. – Ty jednak masz jakieś dziwne szczęście. Co chwila korzystasz z zaklęć uzdrowienia, albo chodzisz do Kistelii, a nie przypominam sobie, byś kiedykolwiek cierpiał na gorączkę poleczniczą.
– To normalne – odparł, wzruszając ramionami. – Moje ciało się po prostu przyzwyczaiło i radzi sobie z dużymi dawkami przemienionej energii magicznej – kłamał w żywe oczy. Niedawno dowiedział się, że jako diablokrwisty, był odporny na gorączkę poleczniczą. Choć wytłumaczenie, które jej podał, nie było też wyssane z palca. – To dość powszechne zjawisko. Musisz po prostu więcej obrywać i więcej się leczyć.
– Hmm... Logiczne wytłumaczenie – Houn zamilkła na chwilę, kiwając przy tym głową. – Dobra. To jak będzie z tymi notatkami?
– Już ci daję... – Dreyk schylił się, by poszukać zapisków w niższej półce biurka.
Dziewczyna wstała i podeszła do niego, rzucając okiem na książki pozostawione na pulpicie. Mimowolnie zainteresowała się nimi, czytając tytuł każdego dzieła. Dreyk w tym czasie znalazł porządne notatki. Wyprostował się i podał jej kilka luźnych, zapisanych kartek.
– Proszę, mam nadzieję że się doczytasz – stwierdził. – Pisałem nieco chaotycznie.
– Dziękuję... – wzięła od niego notatki, nadal patrząc na książki. – Dreyk, zaklęcia hybrydyczne? Tego nie mamy w programie. Tak zaawansowane czary są uczone tylko na piątym roku magii stosowanej. Po co ci te książki?
– Właśnie po to, żeby się uczyć – odrzekł Dreyk, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie. – Na magii bitewnej nas ich nie nauczą, muszę więc nauczyć sam.
– Zwariowałeś? Chcesz się uczyć hybrydycznych, kiedy masz zaległości z mirmagii? Amilazath cię uwali. Mamy przecież egzamin na końcu tego roku. Pełny sparing. Magia i miecz w jednym. Powinieneś w końcu nauczyć się przyśpieszać koncentrację mocy, a nie brać się za hybrydyczne!
– Houn – zaczął Dreyk poważnym tonem, patrząc dziewczynie w oczy – wiem co robię. Interesuje mnie tylko jedno zaklęcie i myślę, że bardzo mi się przyda.
Mówiąc to popukał palcem, w nagłówek otwartej książki, głoszący – „Czar Powtórzonego Snu.”
– Czar powtórzonego snu – Houn zaczęła czytać na głos pierwszy akapit – jest też znany jako zaklęcie podsumowania, albo powtórzonego doświadczenia. Wprowadza ono maga w senny trans, podczas którego, w przyśpieszonym tempie powtórzone zostają doświadczenia ciała oraz umysłu ostatnich kilkunastu godzin. Efektem czaru jest lepsze utrwalenie tych doświadczeń, dzięki wykorzystaniu faktu, iż prawdopodobnie to podczas snu układ nerwowy zapamiętuje najwięcej informacji... – ucichła, szybko przelatując wzrokiem przez resztę tekstu, w poszukiwaniu kluczowych informacji o zaklęciu.
– Przydatne zaklęcie, prawda? – odezwał się Dreyk po chwili milczenia. – Dodatkowa nauka przez sen, na dodatek niemal zupełnie automatyczna. Znam też dziedziny wymagane do nauki tego czaru: tajemnic i uzdrowień. Dzięki niemu powinienem szybko podciągnąć się z mirmagii i dam radę podczas egzaminu bojowego u Amilazath.
– O ile będziesz w stanie się go nauczyć – stwierdziła Houn, nie odrywając wzroku od tekstu – w co, nie obraź się, szczerze wątpię... Dreyk, tu są skutki uboczne.
– Jak przy każdym zaklęciu – wzruszył lekceważąco ramionami.
– Skrajne zmęczenie, ból mięśni, wilczy głód – zaczęła wymieniać dziewczyna – podatność na choroby. Możliwa migrena, niestrawność jak i przywrócenie efektów ubocznych innych zaklęć... Dreyk, jak ty chcesz po tym wytrzymać?
– Normalnie, w łóżku – odparł. – czar rzucę z soboty na niedzielę. Poza tym jestem już uodporniony na gorączkę poleczniczą, więc z tym mam sobie nie poradzić?
– No dobrze, a co ci to da? – zapytała Houn patrząc na niego.
– Jak już mówiłem, podciągnę się z mirmagii i umiejętności bojowych – odpowiedział jej. – poza tym poprawię się z Tajemnic, ta szkoła jest mi teraz niezwykle potrzebna, bo poza czarami telekinetycznymi muszę podciągnąć się z antymagicznych oraz wykrywających. Stanę się silniejszy i zdam.
– Po cholerę ci czary wykrywające? – ciągnęła dziewczyna.
– Bo mam pomysł – Dreyk uśmiechnął się półgębkiem – przed końcem roku zrobię własne zaklęcie, z nimi związane.
Houn, wyraźnie wstrząśnięta, z powrotem usiadła na jego łóżku. Szeroko otwarte oczy wbijała w Dreyka, jedną ręką trzymając notatki z transmutacji, a w drugiej „Wyższy stopień magii. Zaklęcia Hybrydyczne.” Wiedziała, że mówi poważnie. Wyraźnie słyszała to w jego pewnym siebie, podekscytowanym tonie głosu. Ale chciał opracować zaklęcie? Absurd tego pomysłu rozbrajał ją od środka. Naprawdę starała się nie wybuchnąć śmiechem, nie chciała go urazić, ale nie udało jej się.
– Przepraszam... – wykrztusiła w końcu opanowując się. – Ale chyba naprawdę zwariowałeś... To co chcesz zrobić jest porównywalne do pracy magisterskiej na magii stosowanej. Dreyk, my jesteśmy na magii bitewnej. Mamy zabijać przy jej pomocy, a nie bawić się w czarotwórstwo!
– Poprawka – burknął urażony jej wybuchem śmiechu – mamy walczyć przy jej pomocy, nie musimy zabijać.
– Musimy, nie musimy, na jedno wychodzi – odpowiedziała Houn. – Po co ci zaklęcie wykrywające w walce?
– Gdy wysyłasz moc magiczną w przestrzeń, a ta reaguje, gdy natrafi na pożądany cel i wraca do ciebie – zaczął wyjaśniać Dreyk – zazwyczaj dostajesz informację tylko o kierunku prowadzącym do obiektu zaklęcia. Zazwyczaj, bo gdy obiekt znajduje się bezpośrednio przy tobie, otrzymujesz jego przestrzenny obraz bezpośrednio w swojej głowie.
– O, tego nie wiedziałam – rzekła Houn.
– Zostało to nazwane zjawiskiem widma – kontynuował Dreyk – i opisano już zaklęcie, które je wywołuje. Chcę po prostu rozszerzyć to zaklęcie. Jeżeli tylko uda mi się znaleźć sposób na podtrzymanie go i skanowanie przestrzeni wokół siebie, miałbym dodatkowy zmysł, który dałby mi znaczną przewagę nad mym przeciwnikiem.
– Dodatkowy wzrok, celem zwiększenia precyzji ciosów i większej kontroli nad walką? – podsumowała Houn. – Pomysł nie głupi, ale nadal mym zdaniem dość szaleńczy.
– Lepiej mieć jakiś szaleńczy cel, niż się poddać i siedzieć bezczynnie – odparł Dreyk.
– To zamiast tego trenuj po prostu ciężej – stwierdziła Houn – egzamin bojowy jest w czerwcu. Obecnie jesteś gdzieś na poziomie Livmira, jakbyś po prostu wziął się za siebie, to mógłbyś się wybić i zdać.
– Próbowałem – westchnął Dreyk – ale nie jestem taki jak ty. Poza tym studiuję trzy szkoły magii jednocześnie. Wolę kombinować.
– Ucząc się zaklęć hybrydycznych i robiąc nowe?
– Dokładnie – Dreyk zacisnął pięść w triumfalnym geście – zadziwię wszystkich i będą się w końcu ze mną liczyć. Kto wie? Może nawet Amilazath się do mnie przekona i nie będzie mnie tak cisnąć na treningach?
– Dreyk – pokręciła głową Houn – to niewykonalne. Nie zrobisz własnego zaklęcia, gdyby to było na tyle proste, już dawno zostałoby zrobione.
– A założymy się? – Dreyk patrzył na nią, z widocznym błyskiem w oku.
– O co? – zapytała, odpowiadając podejrzliwym spojrzeniem.
– Wygrany może zażyczyć sobie od przegranego czego tylko chce...
Houn nie odpowiedziała od razu, spuściła tylko wzrok i westchnęła lekko.
– Nie – odparła wstając z łóżka – nie zakładam się.
– Dlaczego? To będzie dobra zabawa.
– Bo wiem czego sobie zażyczysz Dreyk – stwierdziła, oddając mu książkę.
– Doprawdy? – zapytał, odbierając od niej „Wyższy stopień magii. Zaklęcia Hybrydyczne”.
– Tak. Nie zostanę twoją dziewczyną – stwierdziła kładąc mu dłoń na ramieniu. – Mówiłam ci już. Nie zrozum mnie źle, naprawdę cię lubię, ale nie w ten sposób... Jesteś dla mnie jak brat...
– Już mam jedną siostrę – odpowiedział, starając się ukryć zawód uśmiechem. – Która w dodatku mnie gryzie. Nie chcę kolejnej.
– Oj, bądź poważny. Chodzi o to, że już kogoś kocham i nawet gdybym zdecydowała się z tobą być, to nie byłby szczery związek Dreyk – dziewczyna uśmiechnęła się łagodnie. – Po prostu pozostańmy przyjaciółmi, dobrze?
– Eh... no dobrze – odparł. – Swojego mistrza nie widziałaś już dwa lata, nie odwiedził cię i sama mi mówiłaś, że na twoje listy odpowiada sucho, bez żadnego uczucia. Nie rozumiem, jak można być zadurzonym w kimś takim...
– Dreyk, nie oczekuję, że mnie zrozumiesz – powiedziała Houn – ale tak, nadal żywię do niego uczucie, nawet pomimo tego jak mnie traktuje.
– Chciałbym się dowiedzieć, czym na to zasłużył.
– Kiedyś ci powiem, nie martw się – odparła uśmiechając się łagodnie. – A na razie dzięki za notatki i powodzenia. Przyda ci się.
– Dzięki. Do zobaczenia na zajęciach! – Dreyk odprowadził ją wzrokiem do drzwi.
Gdy Houn wyszła, westchnął ciężko po czym uderzył głową o pulpit biurka. Niezbyt przemyślana decyzja, acz nastrój, w jaki wprowadziła go ta rozmowa, nie dał się rozładować w inny sposób. Przynajmniej nie w jego przypadku.
– Znowu mnie odrzuciła... Eh... – mruknął sam do siebie. – Ale dobra, wracam do nauki. Pokażę jej, pokażę Amilazath, pokażę wszystkim!
A miało się to rozstrzygnąć już za kilka miesięcy, podczas czerwcowych egzaminów.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz